sobota, 17 grudnia 2011

Rozmowy z przyjacielem... cz.3


12.X. 2011 - Niebo ma nowego anioła!

-      Mario szczerze współczuję, ale mam gdzieś takie niebo, co zabiera do siebie niewinne istoty! Na to nie ma mojej zgody! Trzymaj się Mario, jestem z Tobą! Smutno mi ...

-      Mario nie zamykaj się w swym nieszczęściu! Twoi przyjaciele bardziej potrzebują Ciebie niż sądzisz... 

-      Mario, oglądałem Twoje zdjęcia... Cholera jak się wie, to mają one zupełnie inny wymiar! Życzę uspokojenia duszy... Pewnie bólu nie złagodzę, ale z nadzieją czekam na Twój powrót. 

-      Powiedz jak się czujesz Mario? Nie milcz tak okrutnie! Nie oczekuję finezyjnej myśli, możesz równie dobrze napisać „odczep się”, a i tak będę Cię nawiedzał słowem... Trzymaj się Mario. Dużo ciepła wokół Ciebie... Musi być dobrze i będzie! 

-      Nieeeeeeeee......! Nie odczepiaj się, proszę..... Nie milczę okrutnie, ja po prostu nie umiem teraz świergotać....... Dopóki Joasia żyła, wciąż miałam „power” do działania czy rozmowy. I mimo, że pisałam rzeczy, od których włos mógł się jeżyć, to i tak żyłam ze świadomością, że następnego dnia ją ujrzę! Zrobię zakupy dla NIEJ - kupię mydło w płynie, bo już kończy się, kupię szampon do włosów, balsam do ciała, chusteczki nawilżające..... Pójdę do apteki po Sudocrem i płyn na odleżyny.... Wezmę z domu świeże ręczniki i piżamki, poszewki do jaśka na zmianę.... Aha, nie mogę zapomnieć o pampersach, kremie do twarzy, balsamie do stóp i balsamie przeciw opuchliznom.... Pójdę do szpitala, przytulę się do JEJ rąk, zobaczę oczy, posłucham oddechu, pogłaszczę i cicho zapłaczę całując piętkę..... Opatrzę rany odleżynowe, umyję, przebiorę, wypieszczę i będę gadać i śpiewać..... przecież mnie słyszy, prawda...? Miałam cel! I to mnie napędzało..... Byłam w kieracie, ale wiedziałam, że mimo najgorszych wieści wciąż ją zobaczę!
Mówiłam, pisałam „Joasia umiera”, ale tak na prawdę, to spychałam tę prawdę gdzieś w zakamarki swego mózgu. Nie byłam gotowa jej przyjąć ..... To była prawda odległa, nie teraźniejsza..... A dziś.... Bólu nie da się zgrabnie ominąć czy zepchnąć gdzieś na bok..... On jest i okrutnie rani.....
Ludzie omijają mnie, „taktownie” nie chcąc mówić o tym co się stało..... To boli, bo czuję się izolowana, „trędowata” przez swoje cierpienie...
Weszłam na nasz portal..... Szok, wyrazy współczucia, wielokropki i nic nie mówiące o współodczuwaniu emotki..... Gubię się w tym wszystkim..... i jestem SAMA! Czy ja rozczulam się nad sobą?
Proszę, nie odczepiaj się......

-      Pewnie że się nie odczepię. Z drugiej strony, nie dziwię się ludziom. Nauczyli się żyć mydlanym ekranem telewizora, zapominając, że obok toczy się życie i trzeba się z tym zmierzyć. Nie, nie rozczulasz się nad sobą, pewnie też bym nie wiedział co z sobą począć w takiej sytuacji. Pewnie bym się upił z niemocy i za cholerę nie chciał wytrzeźwieć! Prawdę mówiąc Mario, towarzysząc emocjonalnie Tobie w tym ostatnim okresie, pomyślałem sobie o swej cynicznej samotnej drodze przez życie, bo ona jest dobrą obroną w takich przypadkach. Zapewne najłatwiej byłoby nie wierzyć, nie kochać, bo co to za niebo co kolei rzeczy nie przestrzega? We mnie jest tylko wściekłość i zwykła ludzka bezsilność. Mogę tylko czekać, aż oswoisz się z Tą myślą i któregoś dnia pogodzisz się z koleją losu. Więc się nie odczepiam i od czasu do czasu napiszę do Ciebie. 
-      Jesteś jak Anioł-Stróż..... Ciągle wyciągasz do mnie swe ramiona.... I koisz swą obecnością....
Byłam na cmentarzu. Poryczałam się nad mogiłą, gdzie zamiast Asi, krzyż rozpościera ramiona. Zrobiłam dobry uczynek i sprawiłam obcym ludziom ogromną radość. Wieczorem wzięłam masaż, potem siadłam do kompa. Przeglądałam zdjęcia Joasi (wybieram do medalionu na nagrobek) i szukałam w necie ciekawych nagrobków i jakichś inspiracji. Zrobiło mi się baaaardzo smutno, więc zaczęłam pisać.... No i wyszedł nowy blog.....

-      Witaj Mario, nie myśl, że o Tobie zapomniałem..., przewrotnie będę Cię nękał słowem. Kiedy Ty we wtorkowy dzień, odwiedzałaś grób córki, ja udałem się nad morze, do Międzyzdrojów, uczestniczyć w nocnych obrzędach na plaży, a poświęconych tym, co nie wrócili z morza. Stałem w pobliżu ogromnego krzyża, zbudowanego na plaży ze zniczy. W sumie nie podobało mi się to wszystko. Zbyt pompatyczne, wydumane śpiewy, emocje, niepotrzebna egzaltacja słowem księży. Ale w tym wieczornym zgiełku właśnie myślałem o Tobie i Twojej stracie. Dla mnie to bardzo odlegle, ale kiedy przed wieczornymi uroczystościami, snułem się po miejscowym cmentarzu, ta rzeczywistość bardziej do mnie przemawiała, kiedy widziałem świeże mogiły i łzy im towarzyszące. Pozdrawiam Mario, i nie myśl sobie, że zapominam. Jestem i będę, aż do chwili kiedy napiszesz, mam Cię dość. Wtedy będę wiedział, że wróciłaś do życia i będę się cieszył. 
-      Serce me poruszasz swoimi słowami.... Myślisz, próbujesz odczuwać..... nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy..... Górnolotne słowa „współczuję” niewiele znaczą, kiedy człowiek nie stara się wejść, tak naprawdę, w położenie drugiego. Standardowe klepanie formułek o współczuciu zaczyna wtedy boleć, bo wiesz i czujesz, że to fałsz....
Piszesz o pompatycznym pożegnaniu „tych co na morzu”.... Dla mnie każda pompa jest z gruntu nieautentyczna i nieprawdziwa. Jakoś tak przemyka się chyłkiem obok człowieka, zostawia go w tyle, własny egoizm jak sztandar wysuwa zaś do przodu..... Nie lubię tego, bo brak mi tam najzwyklejszego „ktosia”...
Proszę, pisz, zamęczaj.... bardzo mi to potrzebne.... A jak zabraknie Ci pomysłu, to napisz cokolwiek..., nawet to, czy i jak udało Ci się usmażyć jajecznicę!
Dziękuję za Twą obecność PRZYJACIELU.....


1 komentarz:

  1. Jestem tu przypadkiem, a wydaje mi się, że odczuwam to wszystko. Czysta rozmowa serc, przyjaciel, który trwa i ten ból. Znam to, bo sam straciłem córeczkę, miała dwa latka.

    OdpowiedzUsuń