12.X. 2011 - Niebo ma nowego anioła!

- Mario nie zamykaj się w
swym nieszczęściu! Twoi przyjaciele bardziej potrzebują Ciebie niż sądzisz...
- Mario, oglądałem Twoje
zdjęcia... Cholera jak się wie, to mają one zupełnie inny wymiar! Życzę
uspokojenia duszy... Pewnie bólu nie złagodzę, ale z nadzieją czekam na Twój
powrót.
- Powiedz jak się czujesz
Mario? Nie milcz tak okrutnie! Nie oczekuję finezyjnej myśli, możesz równie
dobrze napisać „odczep się”, a i tak będę Cię nawiedzał słowem... Trzymaj się
Mario. Dużo ciepła wokół Ciebie... Musi być dobrze i będzie!
- Nieeeeeeeee......! Nie odczepiaj się, proszę..... Nie milczę
okrutnie, ja po prostu nie umiem teraz świergotać....... Dopóki Joasia żyła,
wciąż miałam „power” do działania czy rozmowy. I mimo, że pisałam rzeczy, od
których włos mógł się jeżyć, to i tak żyłam ze świadomością, że następnego dnia
ją ujrzę! Zrobię zakupy dla NIEJ - kupię mydło w płynie, bo już kończy się,
kupię szampon do włosów, balsam do ciała, chusteczki nawilżające..... Pójdę do
apteki po Sudocrem i płyn na odleżyny.... Wezmę z domu świeże ręczniki i
piżamki, poszewki do jaśka na zmianę.... Aha, nie mogę zapomnieć o pampersach,
kremie do twarzy, balsamie do stóp i balsamie przeciw opuchliznom.... Pójdę do
szpitala, przytulę się do JEJ rąk, zobaczę oczy, posłucham oddechu, pogłaszczę
i cicho zapłaczę całując piętkę..... Opatrzę rany odleżynowe, umyję, przebiorę,
wypieszczę i będę gadać i śpiewać..... przecież mnie słyszy, prawda...? Miałam
cel! I to mnie napędzało..... Byłam w kieracie, ale wiedziałam, że mimo
najgorszych wieści wciąż ją zobaczę!
Mówiłam, pisałam „Joasia umiera”, ale tak na prawdę, to spychałam tę prawdę gdzieś w zakamarki swego mózgu. Nie byłam gotowa jej przyjąć ..... To była prawda odległa, nie teraźniejsza..... A dziś.... Bólu nie da się zgrabnie ominąć czy zepchnąć gdzieś na bok..... On jest i okrutnie rani.....
Ludzie omijają mnie, „taktownie” nie chcąc mówić o tym co się stało..... To boli, bo czuję się izolowana, „trędowata” przez swoje cierpienie...
Weszłam na nasz portal..... Szok, wyrazy współczucia, wielokropki i nic nie mówiące o współodczuwaniu emotki..... Gubię się w tym wszystkim..... i jestem SAMA! Czy ja rozczulam się nad sobą?
Proszę, nie odczepiaj się......
Mówiłam, pisałam „Joasia umiera”, ale tak na prawdę, to spychałam tę prawdę gdzieś w zakamarki swego mózgu. Nie byłam gotowa jej przyjąć ..... To była prawda odległa, nie teraźniejsza..... A dziś.... Bólu nie da się zgrabnie ominąć czy zepchnąć gdzieś na bok..... On jest i okrutnie rani.....
Ludzie omijają mnie, „taktownie” nie chcąc mówić o tym co się stało..... To boli, bo czuję się izolowana, „trędowata” przez swoje cierpienie...
Weszłam na nasz portal..... Szok, wyrazy współczucia, wielokropki i nic nie mówiące o współodczuwaniu emotki..... Gubię się w tym wszystkim..... i jestem SAMA! Czy ja rozczulam się nad sobą?
Proszę, nie odczepiaj się......
- Pewnie że się nie
odczepię. Z drugiej strony, nie dziwię się ludziom. Nauczyli się żyć mydlanym
ekranem telewizora, zapominając, że obok toczy się życie i trzeba się z tym
zmierzyć. Nie, nie rozczulasz się nad sobą, pewnie też bym nie wiedział co z
sobą począć w takiej sytuacji. Pewnie bym się upił z niemocy i za cholerę nie
chciał wytrzeźwieć! Prawdę mówiąc Mario, towarzysząc emocjonalnie Tobie w tym
ostatnim okresie, pomyślałem sobie o swej cynicznej samotnej drodze przez
życie, bo ona jest dobrą obroną w takich przypadkach. Zapewne najłatwiej byłoby
nie wierzyć, nie kochać, bo co to za niebo co kolei rzeczy nie przestrzega? We
mnie jest tylko wściekłość i zwykła ludzka bezsilność. Mogę tylko czekać, aż
oswoisz się z Tą myślą i któregoś dnia pogodzisz się z koleją losu. Więc się
nie odczepiam i od czasu do czasu napiszę do Ciebie.
- Jesteś jak Anioł-Stróż..... Ciągle wyciągasz do mnie
swe ramiona.... I koisz swą obecnością....
Byłam na cmentarzu. Poryczałam się nad mogiłą, gdzie zamiast Asi, krzyż rozpościera ramiona. Zrobiłam dobry uczynek i sprawiłam obcym ludziom ogromną radość. Wieczorem wzięłam masaż, potem siadłam do kompa. Przeglądałam zdjęcia Joasi (wybieram do medalionu na nagrobek) i szukałam w necie ciekawych nagrobków i jakichś inspiracji. Zrobiło mi się baaaardzo smutno, więc zaczęłam pisać.... No i wyszedł nowy blog.....
Byłam na cmentarzu. Poryczałam się nad mogiłą, gdzie zamiast Asi, krzyż rozpościera ramiona. Zrobiłam dobry uczynek i sprawiłam obcym ludziom ogromną radość. Wieczorem wzięłam masaż, potem siadłam do kompa. Przeglądałam zdjęcia Joasi (wybieram do medalionu na nagrobek) i szukałam w necie ciekawych nagrobków i jakichś inspiracji. Zrobiło mi się baaaardzo smutno, więc zaczęłam pisać.... No i wyszedł nowy blog.....
- Witaj Mario, nie myśl,
że o Tobie zapomniałem..., przewrotnie będę Cię nękał słowem. Kiedy Ty we
wtorkowy dzień, odwiedzałaś grób córki, ja udałem się nad morze, do
Międzyzdrojów, uczestniczyć w nocnych obrzędach na plaży, a poświęconych tym,
co nie wrócili z morza. Stałem w pobliżu ogromnego krzyża, zbudowanego na plaży
ze zniczy. W sumie nie podobało mi się to wszystko. Zbyt pompatyczne, wydumane
śpiewy, emocje, niepotrzebna egzaltacja słowem księży. Ale w tym wieczornym
zgiełku właśnie myślałem o Tobie i Twojej stracie. Dla mnie to bardzo odlegle,
ale kiedy przed wieczornymi uroczystościami, snułem się po miejscowym
cmentarzu, ta rzeczywistość bardziej do mnie przemawiała, kiedy widziałem
świeże mogiły i łzy im towarzyszące. Pozdrawiam Mario, i nie myśl sobie, że
zapominam. Jestem i będę, aż do chwili kiedy napiszesz, mam Cię dość. Wtedy
będę wiedział, że wróciłaś do życia i będę się cieszył.
- Serce me poruszasz swoimi słowami.... Myślisz, próbujesz
odczuwać..... nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy..... Górnolotne słowa
„współczuję” niewiele znaczą, kiedy człowiek nie stara się wejść, tak naprawdę,
w położenie drugiego. Standardowe klepanie formułek o współczuciu zaczyna wtedy
boleć, bo wiesz i czujesz, że to fałsz....
Piszesz o pompatycznym pożegnaniu „tych co na morzu”.... Dla mnie każda pompa jest z gruntu nieautentyczna i nieprawdziwa. Jakoś tak przemyka się chyłkiem obok człowieka, zostawia go w tyle, własny egoizm jak sztandar wysuwa zaś do przodu..... Nie lubię tego, bo brak mi tam najzwyklejszego „ktosia”...
Proszę, pisz, zamęczaj.... bardzo mi to potrzebne.... A jak zabraknie Ci pomysłu, to napisz cokolwiek..., nawet to, czy i jak udało Ci się usmażyć jajecznicę!
Dziękuję za Twą obecność PRZYJACIELU.....
Piszesz o pompatycznym pożegnaniu „tych co na morzu”.... Dla mnie każda pompa jest z gruntu nieautentyczna i nieprawdziwa. Jakoś tak przemyka się chyłkiem obok człowieka, zostawia go w tyle, własny egoizm jak sztandar wysuwa zaś do przodu..... Nie lubię tego, bo brak mi tam najzwyklejszego „ktosia”...
Proszę, pisz, zamęczaj.... bardzo mi to potrzebne.... A jak zabraknie Ci pomysłu, to napisz cokolwiek..., nawet to, czy i jak udało Ci się usmażyć jajecznicę!
Dziękuję za Twą obecność PRZYJACIELU.....
Jestem tu przypadkiem, a wydaje mi się, że odczuwam to wszystko. Czysta rozmowa serc, przyjaciel, który trwa i ten ból. Znam to, bo sam straciłem córeczkę, miała dwa latka.
OdpowiedzUsuń