sobota, 17 grudnia 2011

Rozmowy z przyjacielem... cz.1


Joasia umiera...! Nie umiem pogodzić się z Jej odejściem!

-      Jezu, napisz że to nieprawda... !
-      Asia od miesiąca jest w śpiączce na OIOM-ie. Ciężki stan padaczkowy.... Lekarze są bezradni, nie potrafią poradzić sobie z opanowaniem ataków. Wdało się ogólne zakażenie organizmu (sepsa? Boże, tylko nie to!!!). Widzę jak cierpi, mimo śpiączki łzy lecą jej jak grochy..... Jest na morfinie..... Przy próbach wybudzania spirala ataków nakręca się, więc znów ją usypiają... Ponadto Asia nie podejmuje prób samodzielnego oddychania, nie ma odruchów łykania, kasłania, dławi się własną śliną..... Rurki, aparatura, kable...., koszmar.....! Opuchlizna przeogromna upodabnia ją do kulki.... A ja w niemocy i czarnej rozpaczy.... Już nie mam łez.... Tylko serce łka.... 

-      Mario bądź dzielna, nie potrafię się modlić ani płakać, ale całym sercem jestem z Tobą. 
-      Nie jestem dzielna, nie „trzymam się”.... ból przerasta moje wyobrażenie....
Czasem mam wrażenie, że jestem jak „odmóżdżona”..... Chyba nawet nie powinnam jeździć samochodem..... Ale.... staram się przetrwać i z uśmiechem witać Asię przy łóżku.... Gadam jak nakręcona do niej, podobno jej podświadomość słyszy.....
Dziękuję za Twoje obecne przy mnie serce.....

-      Wiesz Mario, sam byłem dwa razy na krawędzi. Przy mojej obojętności trwania, sądzę że Asia, swą młodością pokona tą barierę, wierzę w to gorąco. Bądź dobrej myśli, proszę, bo i w Tobie nadzieja jej trwania. Trzymaj się Mario, trzymaj, będzie dobrze.
-       „Będzie dobrze ...” .... Mów mi to stale! Proszę.... Od lekarzy słyszę tylko „zobaczymy, nie wiemy,  trzeba poczekać”... 

-      Młodość ma siłę powrotu, Ty musisz tylko kibicować i pomagać i wierzyć Mario w swoje dziecko i będzie dobrze. 
-      Ach, krzepisz słowami.... Dziękuję.... Potrzeba mi ramion, naprawdę..... Dzięki!

-      Kiepski ze mnie pocieszyciel, ale wierz mi, pozostanę myślami z Tobą, w wirtualnym uścisku, ufny w zwycięstwo.
-      Nie potrzebuję pocieszania..... Obecność jest dla mnie ważna, choćby taka jak ta.... 

-      Mario, wyłącz myślenie, odpocznij. Wierzę że jutrzejszy dzień przyniesie dobre wiadomości. Trzymam kciuki, z nadzieją, że każdy dzień będzie lepszy. Z nadzieją oczekuję pozytywnych wiadomości, prędzej czy później, muszą nadejść.
-      Niestety, nie ma radosnych wieści.... Po tomografii komputerowej stwierdzono stłuszczenie wątroby, rzekomobłoniaste zapalenie jelita grubego w stanie wskazującym na rozwój nowotworu, zapalenie płuc, wodobrzusze, ogólne zakażenie organizmu. Joasia nie oddycha samodzielnie, nawet nie podejmuje prób. Podczas ataków dochodzi do zwolnienia akcji serca, dwa dni temu doszło do zatrzymania, wczoraj był długi bezdech. Dzisiaj lekarz poinformował mnie, że będą jej robić tracheotomię, czyli będą jej „podrzynać gardło”.... Będzie miała rurkę... o jedzeniu i mówieniu (jeśli przeżyje) można zapomnieć.... Ratują jej życie, ale widzę jak są bezsilni, otwarcie rozkładają ręce i mówią „to jest bardzo niepokojące”....
A ja już opadłam z sił...... Wegetuję....

-      Wiesz Mario miałem nadzieję, miałem... Trzymaj się Mario.
-      W poniedziałek będą Joasi „podrzynać gardło”. Cały czas jest nieprzytomna, mimo, że prowadzą już wybudzanie do wprowadzenia rurki. Puchnie niemiłosiernie, dzisiaj twarz miała jak dynia z haloween, przybyło jej 10 kg.... Nie mogą opanować ogólnego zakażenia organizmu..... to chyba sepsa.....
Waruję przy jej łóżku jak ten pies ...., ale za parę dni idę przecież do pracy..... Jestem pełna niepokoju..... Uśmiechniętą buźkę.... taką pokazuję Joasi przy łóżku. Gdy odchodzę spada na mnie maska bólu....

-      Wierzę w Twoją siłę trwania i nie tracę nadziei, będę się odzywał, czekając promienia powodzenia. 
-      Ja trwam.... jakoś.... Nie myślę o sobie.... Liczy się tylko godzina wyjścia do szpitala, ewentualnie zakup potrzebnych dla niej środków.... W domu przewracam się o bałagan, lodówka często jest pusta, gotować mi się nie chce.... Najlepiej byłoby, aby mnie też uśpili i obudzili razem z nią, jak już będzie po wszystkim..... To się chyba nazywa depresja..... 

-      Mario nie ważne ja to się nazywa, ale Ty jesteś nadzieją i musisz być silna....... Ja wierzę, że los się odwróci. Trzymaj się, jedynie co mogę, to trzymam kciuki za was.
-      Kolejny cios... We wtorek Joasi zrobiono tracheotomię! Szyja obwiązana, rurka wystaje, respirator podłączony do rurki, bo Joasia nadal sama nie oddycha. Czy będzie kiedykolwiek mówić i jeść? Wciąż gorączkuje, ale bywa już częściej przytomna (zaczynają powoli ją wybudzać ze śpiączki). Czasami odnoszę wrażenie, że porusza ustami - nie wiem czy chce coś mówić, czy to tylko spontaniczne reakcje układu nerwowego na ból, lub cokolwiek.... Wczoraj uniosła rękę, a dzisiaj miałam wrażenie, że chciała mnie poklepać po niej! Ale lekarz jeszcze nie każe się zbytnio cieszyć..... Nadal jest zagrożenie życia!
Dziś miała kolonoskopię, jeszcze nie znam wyników, ale jest podejrzenie nowotworu jelita grubego. Po południu dowiedziałam się, że jest gronkowiec w płucach, odleżyny w gardle po rurce intubacyjnej, płyn w otrzewnej brzucha, no i  sepsa...! To chyba zbyt wiele do udźwignięcia dla tej kruszynki.... A ja zaczynam już odczuwać ciężar tego potwornego bólu.... Jestem zgaszona, nie potrafię się uśmiechnąć nawet do pani w sklepie.... Wegetuję .....

1 komentarz:

  1. Trochę Ci zazdroszczę. Przyjaciel dziś to rzadkość.

    OdpowiedzUsuń