sobota, 17 grudnia 2011

Rozmowy z przyjacielem... cz.4


To już miesiąc.... okrutny miesiąc....!

-      Dziękuję za każde słowo.... Tobie być może wydają się one mało ważne, ale dla mnie są jak życie, czuję się wtedy ważna. Samotność.... ona tak strasznie boli....
Zbliża się miesiąc, kiedy Asia przeszła przez Tęczowy Most (12.X.br).... a ja codziennie ryczę! Wyję, jak te wilki do księżyca! I z każdym dniem coraz bardziej czuję się jak ten słoń z mojego bloga....
Bądź... jakkolwiek, ale bądź..... 
-      Witaj Mario, muszę Ci powiedzieć, że nawet trochę Cię rozumiem. Piszę trochę, bo i trudno równać się z Twoją sytuacją. Tak na prawdę, nie wierzę w ten i tamten świat. Oba światy są równie okrutne. Kiedy stałem na plaży w Międzyzdrojach, myślałem o Tobie i czułem tę samotność. Niewinność Twojej córki jest oczywistością, więc ten kto zabiera jest zbyt okrutny, aby zasługiwał na mój szacunek. Nie mam zamiaru Cię pocieszać, ale myślę, że z czasem odnajdziesz siebie w muzyce i tańcu, w tym co kochasz, powoli rzeczywistość musi się dla Ciebie zmienić. Trzymaj się Mario. Takie osoby jak Ty nie zasługują na samotność! 

-      Wiesz, zrobiłam porządek na grobie Joasi. Uprzątnęłam zwiędnięte kwiaty, od poniedziałku jest już drewniana obudowa grobu. Ryczę za każdym razem jak TAM idę... Nieeee, chyba bardziej jednak jak STAMTĄD odchodzę...., bo wracam do pustego domu.....
Przeryczałam cały dzień...... Dziś minął miesiąc, jak Joasia umarła....
Choć to mój osobisty BÓL, to czuję się tak, jakby przygniatały mnie wszystkie nieszczęścia tego świata....... Tak trudno mi znosić śmierć Joasi..... i tego, że już NIGDY....... cokolwiek.....
Nicość..... bezkresna.....
Żyję w „nie-życiu”...
-      Miesiąc nie okrutny,  a świeży wspomnieniem. Zwykle szybko odchodzimy, okrutnie długo wadzimy się z pamięcią. Bardzo bym chciał wyrwać Ciebie z zaklętego kręgu ścieżek codzienności. Mam nadzieję, że odnajdziesz się w swojej pracy, w myśleniu o choreografii, pracy z ludźmi, którzy pewnie pokładają w Tobie nadzieję. Myślę, że nadejdzie czas, kiedy poranna kawa Cię ucieszy, a dźwięk pianina pobudzi do działania. To wymaga czasu, wiem.

-       Ehhh..., ja nie milczę, może tylko ciszej gadam.... Jak kania deszczu tak ja czekam na słowa, które wypełnią pustkę. Nic nie zastąpi Joasi, ale może tę pustkę uczynić mniej dotkliwą. 
-      Zawędrowałem dziś na nasz portal i dotarłem do Twojego wpisu z 01.11. Rzadko reaguję emocjonalnie, ale tylu idiotyzmów dawno nie czytałem. Chyba Cię zagłaskali na śmierć! A ja wyję jak kojot na wzgórzu.... Chyba wrócę do książek, one mają jedną zaletę, milczą, nawet gdy na marginesach smarujemy swoje uwagi...

Rozmowy z przyjacielem... cz.3


12.X. 2011 - Niebo ma nowego anioła!

-      Mario szczerze współczuję, ale mam gdzieś takie niebo, co zabiera do siebie niewinne istoty! Na to nie ma mojej zgody! Trzymaj się Mario, jestem z Tobą! Smutno mi ...

-      Mario nie zamykaj się w swym nieszczęściu! Twoi przyjaciele bardziej potrzebują Ciebie niż sądzisz... 

-      Mario, oglądałem Twoje zdjęcia... Cholera jak się wie, to mają one zupełnie inny wymiar! Życzę uspokojenia duszy... Pewnie bólu nie złagodzę, ale z nadzieją czekam na Twój powrót. 

-      Powiedz jak się czujesz Mario? Nie milcz tak okrutnie! Nie oczekuję finezyjnej myśli, możesz równie dobrze napisać „odczep się”, a i tak będę Cię nawiedzał słowem... Trzymaj się Mario. Dużo ciepła wokół Ciebie... Musi być dobrze i będzie! 

-      Nieeeeeeeee......! Nie odczepiaj się, proszę..... Nie milczę okrutnie, ja po prostu nie umiem teraz świergotać....... Dopóki Joasia żyła, wciąż miałam „power” do działania czy rozmowy. I mimo, że pisałam rzeczy, od których włos mógł się jeżyć, to i tak żyłam ze świadomością, że następnego dnia ją ujrzę! Zrobię zakupy dla NIEJ - kupię mydło w płynie, bo już kończy się, kupię szampon do włosów, balsam do ciała, chusteczki nawilżające..... Pójdę do apteki po Sudocrem i płyn na odleżyny.... Wezmę z domu świeże ręczniki i piżamki, poszewki do jaśka na zmianę.... Aha, nie mogę zapomnieć o pampersach, kremie do twarzy, balsamie do stóp i balsamie przeciw opuchliznom.... Pójdę do szpitala, przytulę się do JEJ rąk, zobaczę oczy, posłucham oddechu, pogłaszczę i cicho zapłaczę całując piętkę..... Opatrzę rany odleżynowe, umyję, przebiorę, wypieszczę i będę gadać i śpiewać..... przecież mnie słyszy, prawda...? Miałam cel! I to mnie napędzało..... Byłam w kieracie, ale wiedziałam, że mimo najgorszych wieści wciąż ją zobaczę!
Mówiłam, pisałam „Joasia umiera”, ale tak na prawdę, to spychałam tę prawdę gdzieś w zakamarki swego mózgu. Nie byłam gotowa jej przyjąć ..... To była prawda odległa, nie teraźniejsza..... A dziś.... Bólu nie da się zgrabnie ominąć czy zepchnąć gdzieś na bok..... On jest i okrutnie rani.....
Ludzie omijają mnie, „taktownie” nie chcąc mówić o tym co się stało..... To boli, bo czuję się izolowana, „trędowata” przez swoje cierpienie...
Weszłam na nasz portal..... Szok, wyrazy współczucia, wielokropki i nic nie mówiące o współodczuwaniu emotki..... Gubię się w tym wszystkim..... i jestem SAMA! Czy ja rozczulam się nad sobą?
Proszę, nie odczepiaj się......

-      Pewnie że się nie odczepię. Z drugiej strony, nie dziwię się ludziom. Nauczyli się żyć mydlanym ekranem telewizora, zapominając, że obok toczy się życie i trzeba się z tym zmierzyć. Nie, nie rozczulasz się nad sobą, pewnie też bym nie wiedział co z sobą począć w takiej sytuacji. Pewnie bym się upił z niemocy i za cholerę nie chciał wytrzeźwieć! Prawdę mówiąc Mario, towarzysząc emocjonalnie Tobie w tym ostatnim okresie, pomyślałem sobie o swej cynicznej samotnej drodze przez życie, bo ona jest dobrą obroną w takich przypadkach. Zapewne najłatwiej byłoby nie wierzyć, nie kochać, bo co to za niebo co kolei rzeczy nie przestrzega? We mnie jest tylko wściekłość i zwykła ludzka bezsilność. Mogę tylko czekać, aż oswoisz się z Tą myślą i któregoś dnia pogodzisz się z koleją losu. Więc się nie odczepiam i od czasu do czasu napiszę do Ciebie. 
-      Jesteś jak Anioł-Stróż..... Ciągle wyciągasz do mnie swe ramiona.... I koisz swą obecnością....
Byłam na cmentarzu. Poryczałam się nad mogiłą, gdzie zamiast Asi, krzyż rozpościera ramiona. Zrobiłam dobry uczynek i sprawiłam obcym ludziom ogromną radość. Wieczorem wzięłam masaż, potem siadłam do kompa. Przeglądałam zdjęcia Joasi (wybieram do medalionu na nagrobek) i szukałam w necie ciekawych nagrobków i jakichś inspiracji. Zrobiło mi się baaaardzo smutno, więc zaczęłam pisać.... No i wyszedł nowy blog.....

-      Witaj Mario, nie myśl, że o Tobie zapomniałem..., przewrotnie będę Cię nękał słowem. Kiedy Ty we wtorkowy dzień, odwiedzałaś grób córki, ja udałem się nad morze, do Międzyzdrojów, uczestniczyć w nocnych obrzędach na plaży, a poświęconych tym, co nie wrócili z morza. Stałem w pobliżu ogromnego krzyża, zbudowanego na plaży ze zniczy. W sumie nie podobało mi się to wszystko. Zbyt pompatyczne, wydumane śpiewy, emocje, niepotrzebna egzaltacja słowem księży. Ale w tym wieczornym zgiełku właśnie myślałem o Tobie i Twojej stracie. Dla mnie to bardzo odlegle, ale kiedy przed wieczornymi uroczystościami, snułem się po miejscowym cmentarzu, ta rzeczywistość bardziej do mnie przemawiała, kiedy widziałem świeże mogiły i łzy im towarzyszące. Pozdrawiam Mario, i nie myśl sobie, że zapominam. Jestem i będę, aż do chwili kiedy napiszesz, mam Cię dość. Wtedy będę wiedział, że wróciłaś do życia i będę się cieszył. 
-      Serce me poruszasz swoimi słowami.... Myślisz, próbujesz odczuwać..... nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy..... Górnolotne słowa „współczuję” niewiele znaczą, kiedy człowiek nie stara się wejść, tak naprawdę, w położenie drugiego. Standardowe klepanie formułek o współczuciu zaczyna wtedy boleć, bo wiesz i czujesz, że to fałsz....
Piszesz o pompatycznym pożegnaniu „tych co na morzu”.... Dla mnie każda pompa jest z gruntu nieautentyczna i nieprawdziwa. Jakoś tak przemyka się chyłkiem obok człowieka, zostawia go w tyle, własny egoizm jak sztandar wysuwa zaś do przodu..... Nie lubię tego, bo brak mi tam najzwyklejszego „ktosia”...
Proszę, pisz, zamęczaj.... bardzo mi to potrzebne.... A jak zabraknie Ci pomysłu, to napisz cokolwiek..., nawet to, czy i jak udało Ci się usmażyć jajecznicę!
Dziękuję za Twą obecność PRZYJACIELU.....


Rozmowy z przyjacielem... cz.2


Czy nadzieją lub pociechą może być hospicjum?



-     Nadzieją Mario. Pociecha marnym drogowskazem. Ja z nadzieją trzymam kciuki za Ciebie i Twoją córkę.
-      Asia już coraz częściej bywa przytomna, podejmują próby odłączenia respiratora. Ale pojawiło się „nowe” - jest porażenie lewej ręki, jak po udarze. Niezborność ruchowa itp., nawet lalki nie potrafi utrzymać w ręku. Zanik mięśni, bezgłos całkowity po tracheo, tylko oczy jakby żywsze i czasem uśmiech, nie wiem czy to taki prawdziwy czy może to grymas nerwowy. Patrząc na nią wierzę, że to do mnie... ten uśmiech...

-      Wiesz, cały czas mam cichą nadzieję. Czasami, myślę, że Twoja nadzieja ją leczy.
-      Wiesz, lekarze są brutalni. Jak piszczę z radości, że się do mnie uśmiecha, to mówią „jeszcze za wcześnie”, a ja chciałabym ją mieć już w domu, taką jak przedtem... Wiem, że to niemożliwe.... będzie miała „inny” dom, jeśli ją sepsa nie zabije. 

-      Wiem, Mario...
-      Wiesz, chciałabym, żeby mnie też uśpili i obudzili jak będzie już po wszystkim.... 

-      Tak najłatwiej, ja pewnie dawno bym zdezerterował.
-      Nie jest łatwo „pozwolić odejść”.... To nie tylko „kawał” mojego życia, to olbrzymi kawał mojego serca... A propos dezercji.... pewnie byś nie zdezerterował, człowiek czepia się nawet włosa, by tylko przetrwać w nadziei.... 

-      Wiem, ale też wiem, że Twój upór wiele może. Wiesz, cholera, dupek ze mnie, łzy mi ciekną z bezsilności, chyba już jestem za stary.
-      Jaki dupek? Kochany człowiek z drugiej strony monitora.....  Starzy to jesteśmy metryką, ale serducha nasze mają inną.

-      Mario, wpadłem cicho Cię przytulić, wierzę, że wszystko jeszcze się odmieni. 
-      Joasia podjęła próbę samodzielnego oddychania! Jak wytrwa dalej, to odłączą respirator! Cieszę się okrutnie, jednak radość przysłania wizja Jej egzystencji jako „warzywka”..... Mam doła..... potężnego..... I chyba jestem u kresu sił.... 

-      Cały czas, pomimo udręki oczekiwania na odmianę, wierzę w siłę matczynej nadziei. Trzymaj się Mario, w końcu i dobre wieści zapukają do Twych drzwi. 
-      Niestety..., złe wieści.... Jesteśmy znowu w punkcie wyjścia.....! Dwa dni miałam skrzydła u ramion, dziś wieczorem z hukiem opadły...... Sama oddychała, była przytomna, przenieśli ją na Neurologię. Tam nawet wyrwała sobie sondę!!! Poprosiłam, żeby tak zostawić i spróbować ją karmić... Jadła kaszkę, piła, a wczoraj wieczorem żarłocznie wsunęła banana. Radość trwała krótko, wieczorem temperatura 40,5 st. uogólnione drgawki, znów OIOM! Tracę wiarę, tracę siły, niebo granatowe nade mną.....

-      Mario napisz mi co się dzieje, bo Twoje opisy mnie przerażają, proszę...
-      Od dwóch dni Asia jest wydolna oddechowo i przeniesiono ją na Neurologię. Leży jak „roślinka”..... Kiedy przyszłam dziś popołudniu - dusiła się.... Natychmiast zawołałam lekarza, wezwano też lekarzy z OIOM-u i rozpoczęła się reanimacja..... Stałam z boku i widziałam wsio..... Łzy wielkości grochu spadały mi z oczu na podłogę..... Kiedy chwyciła oddech zaczęto masaż serca...... Zapomniano w tym wszystkim wyprosić mnie standardowo z pokoju..... Dopiero po wszystkim, kiedy podłączano aparaturę wyproszono mnie..... Muszę się liczyć z tym, że tej walki Asia nie wygra..... Ja już nie mam sił.... 

-      Rozumiem, ale na razie, jak piszesz, walczycie. Powiedz, czy lekarze choć jakąś nadzieję dają?
-      Jeśli Joasia przeżyje będzie wegetować jak „warzywko”..... Nigdy nie wróci do domu.....! Nie przemówi, nie zje ulubionej jajecznicy, nie zaśpiewa i nie zatańczy, nie wsiądzie na konia i nie popływa..... Łóżko i aparatura.... sondy i ssaki..... To będzie Jej życie, a raczej trwanie.... 

-      Napisz mi co u Ciebie, chętnie usłyszałbym kilka dobrych wieści...
-      Dzisiaj Joasia ścisnęła moją rękę, mocno...Wydawało mi się, że nie chce mnie puścić .... Nie wiem czy cokolwiek widzi, czy mnie poznaje... To już tylko „ciało”.... Ale chyba czuje i słyszy... Modlę się, by dołączyła już do Aniołków.... Tam jest kraina szczęśliwości.... Zasłużyła na to!

-      Mario, myślę, że zawsze jest nadzieja. A może jednak się odmieni, mam cichą nadzieję. Może to naiwne, ale jedyne co mi przychodzi do głowy .
-      Ja już nie mam nadziei.... wiem, że jeśli cudem przeżyje to tylko w formie wegetatywnej.... Hospicjum, trwanie i czekanie..... 
-      Rozumiem, Mario.

-      Jestem jak „odmóżdżona”..... Chciałabym, żeby mnie uśpili i obudzili jak będzie już po wszystkim... 
-      Wiem Mario i rozumiem Twój stan, ale wierzę, że jesteś silną kobietą i dasz sobie rade. Mam nadzieję i proszę, aby tak było. 

-      Wiesz, patrzę na nią..... i nie płaczę już.... Widzę obrazy z przeszłości, cudowne, tkliwe, radosne, śmieszne...... Kochałam, kocham i będę Ją kochać.... To był dar, który teraz jeszcze bardziej doceniam.... Wiele, naprawdę wiele mi dała....  Nie umiałam tego docenić wcześniej tak, jak doceniam dzisiaj....
To był inny wymiar daru... Nie było to szczęście z piątki w szkole, nie była to radość sukcesu w kategoriach pojęć „normalnych” ludzi.... To było COŚ więcej.....
-      Zwykle, Mario, jak coś dobiega końca, pozostaje w nas obraz, ten możliwie jak najbardziej radosny, niech tak będzie. Śledzę Twoje opisy: „reanimacja, ciało, hospicjum” i może to okrutne, ale Ci co już po drugiej stronie, większego doznają spokoju, niż Ci, co pozostają. Przepraszam, ale martwię się o Ciebie, Mario.

Rozmowy z przyjacielem... cz.1


Joasia umiera...! Nie umiem pogodzić się z Jej odejściem!

-      Jezu, napisz że to nieprawda... !
-      Asia od miesiąca jest w śpiączce na OIOM-ie. Ciężki stan padaczkowy.... Lekarze są bezradni, nie potrafią poradzić sobie z opanowaniem ataków. Wdało się ogólne zakażenie organizmu (sepsa? Boże, tylko nie to!!!). Widzę jak cierpi, mimo śpiączki łzy lecą jej jak grochy..... Jest na morfinie..... Przy próbach wybudzania spirala ataków nakręca się, więc znów ją usypiają... Ponadto Asia nie podejmuje prób samodzielnego oddychania, nie ma odruchów łykania, kasłania, dławi się własną śliną..... Rurki, aparatura, kable...., koszmar.....! Opuchlizna przeogromna upodabnia ją do kulki.... A ja w niemocy i czarnej rozpaczy.... Już nie mam łez.... Tylko serce łka.... 

-      Mario bądź dzielna, nie potrafię się modlić ani płakać, ale całym sercem jestem z Tobą. 
-      Nie jestem dzielna, nie „trzymam się”.... ból przerasta moje wyobrażenie....
Czasem mam wrażenie, że jestem jak „odmóżdżona”..... Chyba nawet nie powinnam jeździć samochodem..... Ale.... staram się przetrwać i z uśmiechem witać Asię przy łóżku.... Gadam jak nakręcona do niej, podobno jej podświadomość słyszy.....
Dziękuję za Twoje obecne przy mnie serce.....

-      Wiesz Mario, sam byłem dwa razy na krawędzi. Przy mojej obojętności trwania, sądzę że Asia, swą młodością pokona tą barierę, wierzę w to gorąco. Bądź dobrej myśli, proszę, bo i w Tobie nadzieja jej trwania. Trzymaj się Mario, trzymaj, będzie dobrze.
-       „Będzie dobrze ...” .... Mów mi to stale! Proszę.... Od lekarzy słyszę tylko „zobaczymy, nie wiemy,  trzeba poczekać”... 

-      Młodość ma siłę powrotu, Ty musisz tylko kibicować i pomagać i wierzyć Mario w swoje dziecko i będzie dobrze. 
-      Ach, krzepisz słowami.... Dziękuję.... Potrzeba mi ramion, naprawdę..... Dzięki!

-      Kiepski ze mnie pocieszyciel, ale wierz mi, pozostanę myślami z Tobą, w wirtualnym uścisku, ufny w zwycięstwo.
-      Nie potrzebuję pocieszania..... Obecność jest dla mnie ważna, choćby taka jak ta.... 

-      Mario, wyłącz myślenie, odpocznij. Wierzę że jutrzejszy dzień przyniesie dobre wiadomości. Trzymam kciuki, z nadzieją, że każdy dzień będzie lepszy. Z nadzieją oczekuję pozytywnych wiadomości, prędzej czy później, muszą nadejść.
-      Niestety, nie ma radosnych wieści.... Po tomografii komputerowej stwierdzono stłuszczenie wątroby, rzekomobłoniaste zapalenie jelita grubego w stanie wskazującym na rozwój nowotworu, zapalenie płuc, wodobrzusze, ogólne zakażenie organizmu. Joasia nie oddycha samodzielnie, nawet nie podejmuje prób. Podczas ataków dochodzi do zwolnienia akcji serca, dwa dni temu doszło do zatrzymania, wczoraj był długi bezdech. Dzisiaj lekarz poinformował mnie, że będą jej robić tracheotomię, czyli będą jej „podrzynać gardło”.... Będzie miała rurkę... o jedzeniu i mówieniu (jeśli przeżyje) można zapomnieć.... Ratują jej życie, ale widzę jak są bezsilni, otwarcie rozkładają ręce i mówią „to jest bardzo niepokojące”....
A ja już opadłam z sił...... Wegetuję....

-      Wiesz Mario miałem nadzieję, miałem... Trzymaj się Mario.
-      W poniedziałek będą Joasi „podrzynać gardło”. Cały czas jest nieprzytomna, mimo, że prowadzą już wybudzanie do wprowadzenia rurki. Puchnie niemiłosiernie, dzisiaj twarz miała jak dynia z haloween, przybyło jej 10 kg.... Nie mogą opanować ogólnego zakażenia organizmu..... to chyba sepsa.....
Waruję przy jej łóżku jak ten pies ...., ale za parę dni idę przecież do pracy..... Jestem pełna niepokoju..... Uśmiechniętą buźkę.... taką pokazuję Joasi przy łóżku. Gdy odchodzę spada na mnie maska bólu....

-      Wierzę w Twoją siłę trwania i nie tracę nadziei, będę się odzywał, czekając promienia powodzenia. 
-      Ja trwam.... jakoś.... Nie myślę o sobie.... Liczy się tylko godzina wyjścia do szpitala, ewentualnie zakup potrzebnych dla niej środków.... W domu przewracam się o bałagan, lodówka często jest pusta, gotować mi się nie chce.... Najlepiej byłoby, aby mnie też uśpili i obudzili razem z nią, jak już będzie po wszystkim..... To się chyba nazywa depresja..... 

-      Mario nie ważne ja to się nazywa, ale Ty jesteś nadzieją i musisz być silna....... Ja wierzę, że los się odwróci. Trzymaj się, jedynie co mogę, to trzymam kciuki za was.
-      Kolejny cios... We wtorek Joasi zrobiono tracheotomię! Szyja obwiązana, rurka wystaje, respirator podłączony do rurki, bo Joasia nadal sama nie oddycha. Czy będzie kiedykolwiek mówić i jeść? Wciąż gorączkuje, ale bywa już częściej przytomna (zaczynają powoli ją wybudzać ze śpiączki). Czasami odnoszę wrażenie, że porusza ustami - nie wiem czy chce coś mówić, czy to tylko spontaniczne reakcje układu nerwowego na ból, lub cokolwiek.... Wczoraj uniosła rękę, a dzisiaj miałam wrażenie, że chciała mnie poklepać po niej! Ale lekarz jeszcze nie każe się zbytnio cieszyć..... Nadal jest zagrożenie życia!
Dziś miała kolonoskopię, jeszcze nie znam wyników, ale jest podejrzenie nowotworu jelita grubego. Po południu dowiedziałam się, że jest gronkowiec w płucach, odleżyny w gardle po rurce intubacyjnej, płyn w otrzewnej brzucha, no i  sepsa...! To chyba zbyt wiele do udźwignięcia dla tej kruszynki.... A ja zaczynam już odczuwać ciężar tego potwornego bólu.... Jestem zgaszona, nie potrafię się uśmiechnąć nawet do pani w sklepie.... Wegetuję .....